W Wiedniu kompozytor spędził ponad 30 lat, tu odbyły się prawykonania wszystkich jego symfonii, także ukończonej w 1824 roku IX Symfonii. Beethoven już wówczas był zupełnie głuchy, sam nie mógł dyrygować, stał jednak obok dyrygenta odwrócony plecami do publiczności i także "dyrygował" - dłońmi, rękoma, całym ciałem. Joanna Koroniewska-Dowbor i Maciej Dowbor rozmawiali we wtorek (5 kwietnia) w swoim cyklu "domówka u Dowborów" z jedną z najpopularniejszych bohaterek programu "Królowe życia" – Dagmarą Kaźmierską. Nie jest tajemnicą, że uwielbiana przez widzów celebrytka ma za sobą mroczną, kryminalną przeszłość. Przed zdobyciem sławy odsiadywała bowiem wyrok kilkunastu miesięcy pozbawienia wolności za nakłanianie do prostytucji i prowadzenie agencji towarzyskiej. Dziś sama przyznaje, że chciałaby zapomnieć o swojej przeszłości. Nie zapomniał o niej na pewno Jan Śpiewak, socjolog i aktywista, który jakiś czas temu nagłośnił sprawę kontrowersyjnej przeszłości Arkadiusza "Megakota" Zgorzelskiego, który później z hukiem wyleciał z programu "Królowe życia". Teraz syn prof. Pawła Śpiewaka skrytykował Joannę Koroniewską i Macieja Dowbora za promowanie w swoim programie osób, za którymi ciągnie się kryminalna przeszłość. – napisał Jan Śpiewak na InstaStories o występie Dagmary Kaźmierskiej u Dowborów, dołączając screen z rozmowy wideo influencerów. Jan Śpiewak krytykuje Joannę Koroniewską i Macieja Dowbora Resztę artykułu znajdziesz pod materiałem wideo: Koroniewska i Dowbor odpowiadają Śpiewakowi Na mocny wpis Jana Śpiewaka szybko zareagował Maciej Dowbor, który był wyraźnie rozbawiony zarzutami aktywisty i drwił z niego, odpowiadając na relację współtwórcy stowarzyszenia "Miasto Jest Nasze": – zastanawiał się rozbawiony Maciej Dowbor na InstaStories. Foto: Maciej Dowbor odpowiada na zarzuty Jana Śpiewaka na Instagramie Współprowadzący program "Twoja twarz brzmi znajomo" nie zamierzał na tym poprzestać. W kolejnym wpisie na InstaStories przypomniał, że Jan Śpiewak jakiś czas temu sam nazwał się "kryminalistą" po przegranej rozprawie w sądzie. Przypomnijmy bowiem, że w 2019 r. Śpiewak został prawomocnie skazany w procesie karnym za post: "Boom. Córka ministra Ćwiąkalskiego przejęła w 2010 r. metodą na 118-letniego kuratora kamienice na Ochocie". Rok później aktywista został ułaskawiony przez prezydenta Andrzeja Dudę, co ostro komentowała Kinga Rusin, której również nie było po drodze ze Śpiewakiem. – drwił dalej mąż Joanny Koroniewskiej, udostępniając screen artykułu na temat przegranej rozprawy sądowej 35-latka, po której stwierdził, że "sąd uczynił go kryminalistą". Foto: Maciej Dowbor odpowiada na zarzuty Jana Śpiewaka na Instagramie Na tym jednak nie koniec. Jan Śpiewak wyraźnie zaznaczył, czego dotyczyła sprawa, którą przegrał, zestawiając ją z przeszłością wtorkowego gościa Dowborów: – skwitował Jan Śpiewak. Foto: Jan Śpiewak odpowiada Maciejowi Dowborowi Chwilę później wytoczone zostały kolejne działa. Syn Katarzyny Dowbor dalej bronił swoich racji, zarzucając tym razem aktywiście, że oni dzięki pracy w internecie zarabiają pieniądze, którymi później dzielą się z potrzebującymi, natomiast 35-latek "wyciąga kasę od ludzi" na jednej z platform. "Janek Śpiewak, masz to, co lubisz najbardziej! Fejm. Wiesz, co nas różni od siebie?! My żyjemy z pracy również w internecie, dzięki czemu możemy zatrudniać ludzi, płacić im porządne pieniądze i jeszcze przy okazji wydawać kasę na działalność charytatywną. A ty żyjesz z tego, że wyciągasz kasę od ludzi na Patronite! Ponad 13 tys. zł miesięcznie! Czyli my zarabiamy i dajemy innym, a ty bawisz się w społecznika, harcerza i obrońcę moralności za kasę innych? I ty nas pouczasz, jak być porządnym? Co za hipokryzja!" – kontynuował Maciej Dowbor Foto: Maciej Dowbor odpowiada na zarzuty Jana Śpiewaka na Instagramie Jan Śpiewak oburzony zachowaniem Dowborów Wyartykułowany powyżej zarzut również znalazł odpowiedź ze strony syna prof. Pawła Śpiewaka. Jak stwierdził mężczyzna, "nikt nie zmusza ludzi" do tego, by płacili mu co miesiąc pieniądze na jego działalność. Ponadto, 35-latek wspomniał o dzieciach Joanny Koroniewskiej i jej męża. "Ciekawe, czyja praca jest społecznie bardziej wartościowa? Celebryty oderwanego od rzeczywistości, czy człowieka, który broni słabszych i nagłaśnia patologię?" – pytał retorycznie Jan Śpiewak. "Nikt nie zmusza ludzi, którzy wpłacają mi kasę na Patronite – robią, co chcą. Takiej wolności nie miało wiele kobiet, które na swojej drodze spotkała Dagmara, zmuszając je do prostytucji" – kontynuował. – zakończył Jan Śpiewak, choć zapewne nie jest to ostatnia wymiana zdań między nim i Maciejem Dowborem. Foto: Jan Śpiewak odpowiada Maciejowi Dowborowi na Instagramie Chcesz poczuć się, jakbyś był na planie "Milionerów"? Nic prostszego! Oglądaj już teraz nasz nowy program "To się kręci!" realizowany w technologii 360 stopni. Aby korzystać z interaktywnego programu, obracaj kursorem myszki lub ekranem telefonu. Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat? Skontaktuj się z nami, pisząc maila na adres: plejada@ Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z życiem gwiazd, zapraszamy do naszego serwisu ponownie!
8 – Jose Carreras. Hiszpański tenor, Jose Carreras znany jest z występów w operach Pucciniego i Verdiego. Jest również znany jako jeden ze słynnych trzech tenorów, obok Luciano Pavarottiego i Plácido Domingo, którzy spopularyzowali operę w latach 90. swój pierwszy występ dał w wieku ośmiu lat , śpiewając „La Donna e Mobile

Jesteś w raju / Żaden tłum nie dotarł nigdy na twój szczyt/Jesteś w raju/ Gdzie spokojny słyszysz krwi i myśli rytm... - w 10. rocznicę śmierci Jacka Kaczmarskiego śpiewali Mirosław Czyżykiewicz, Jacek Bończyk i Hadrian Filip Tabęcki, przypominając "Raj", obok "Muzeum", "Murów" czy późniejszej "Wojny postu z karnawałem", jeden z legendarnych programów legendarnego barda, wykonywanych w 1980 roku z Przemysławem Gintrowskim i Zbigniewem Czy Jacek spogląda dziś na nas z raju? - zastanawia się Mirosław Czyżykiewicz, nawiązując do ambiwaletnego stosunku Kaczmarskiego do wiary czy współczesnej polityki, a także skomplikowanego życia osobistego opisanego, bez przemilczeń, przez Krzysztofa Gajdę w świetnej biografii pt. "To moja droga". Czyżykiewicz uważa, że erudycja, wiedza i wielki talent Jacka Kaczmarskiego sprawiły, że dorobek, jaki nam pozostawił, jest nie do przecenienia. - Każdy, kto pozna jego piosenki, wiersze, poematy, powieści, każdy, kto posłucha, jak śpiewał, w jaki sposób grał na gitarze, wie doskonale, że mieliśmy do czynienia z jednym z największych fenomenów kultury polskiej XX i XXI wieku - mówi poeta piosenki, który pierwszy raz osobiście zetknął się z Jackiem w 1980 roku jako 19-latek. Kaczmarski, który wykonywał "Rejtana", podczas Spotkań Zamkowych w Olsztynie miał wówczas 23-lata i już był legendą, liderem mocnego wówczas środowiska piosenki literackiej. Ich znajomość trwała aż do śmierci, Czyżykiewicz wspomina, jak po powrocie z emigracji Kaczmarski wybrał go, śpiewającego wiersze Josifa Brodskiego, jako... support własnych koncertów. - A czy jego duchowe życie toczy się teraz w raju, z którego przecież dał "sprawozdanie", będąc jeszcze wśród nas? Jeśliby sięgać do jego prywatnych doświadczeń, o których dziś także się mówi bez ogródek, to wydaje mi się, że dzieło rozgrzesza twórcę, przynajmniej w jakiejś części - uważa Mirosław Czyżykiewicz. - Jacek, jakiego znałem, z jednej strony miał zmysł niezwykle naiwnego, dobrego i otwartego człowieka, a z drugiej za sobą emigracyjną tułaczkę, doświadczenia alkoholowe i trudne związki z kobietami. Ten świat go po prostu porządnie przeturlał - przypomina poeta piosenki. "Zwalali pomniki i rwali bruk - Ten z nami! Ten przeciw nam!/Kto sam, ten nasz najgorszy wróg!/A śpiewak także był samCzy Kaczmarski był bardem? - Był, ale w najszerszym tego słowa znaczeniu, a nie tylko "bardem Solidarności", która trochę go zawłaszczyła - tłumaczy Jacek Bończyk, który od lat wykonuje jego piosenki, a w tym roku z własną Fundacją na Rzecz Kultury i Fundacją Jacka Kaczmarskiego, prowadzoną przez Alicję Delgas, ostatnią partnerkę życiową poety, organizują wiele imprez poświęconych zmarłemu 10 kwietnia 2004 roku artyście. - Kaczmarski był przede wszystkim poetą, intelektualistą, znawcą historii i malarstwa. Po prostu kilka walczących piosenek zafunkcjonowało w naszym kraju, w momencie, gdy było to nam wszystkim potrzebne. I wtedy narodził się mit barda Solidarności, na co Jacek się nieco zżymał. Bo przecież nigdy nie był kimś, kto idzie z gitarą wraz z tłumem. Widać to, jeśli się przeanalizuje tekst "Murów", które miliony ludzi walczących o wolność uznały za swój hymn - tłumaczy Jacek Bończyk. I przypomina, że artysta był człowiekiem z krwi i kości, żyjącym jak my, pijącym wódkę, jak każdy - tyle że obdarzonym niezwykłym Warto jednak pamiętać, że śpiewał również limeryki, piosenki miłosne czy pijackie. Właśnie dzięki Kaczmarskiemu, dotarłem do twórczości Stanisława Staszewskiego, przecież to on śpiewał "Baranka" - wspomina Bończyk, który w młodości natrafił na kasety z piosenkami Kaczmarskiego. Tak było ze wszystkimi wielbicielami Kaczmarskiego: kasety, za pośrednictwem drugiego obiegu, przegrywane z grundigów na grundigi, krążyły w latach 80. po całej Polsce. A jak twierdzi większość wielbicieli talentu barda, gdy się raz trafi na twórczość Kaczmarskiego, to się już z niej nie można wyplątać. Tak jest do dziś. "Za dużo" napisał tekstów ważnych. - Ale najważniejsze, że dziś twórczość Jacka chcą odczytywać na nowo kolejne pokolenia i odkrywają ją bardzo młodzi ludzie - cieszy się Bończyk. - To nie jest tak, że tylko my, dziadkersi po czterdziestce i starsi, którzy chodzili na koncerty Jacka, o nim pamiętamy. Choć w czasie, gdy telewizja i radio, poza Trójką, atakują nas chłamem, i gdy w mediach nie usłyszysz o rzeczach ważnych, trzeba szukać jego twórczości na własną się z płaczu pan Zagłoba/Nad symboliczną Polski trumną/I krwi nie woła - sam nad grobem/Bo umrzeć łatwo; żyć jest Podwin, który od prawie 8 lat z nieustannym powodzeniem prowadzi Wrocławski Salon Kaczmarskiego (comiesięczne koncerty i spotkania wielbicieli jego twórczości), tłumaczy, że na szczęście, jeśli już ktoś zacznie szukać, to... łatwo i dużo znajdzie. - Wielką zasługą przyjaciół Kaczmarskiego jest to, że jego twórczość jest dostępna i świetnie opracowana. To dziś chyba najlepiej "zdokumentowany" artysta w Polsce. Na kilku kompilacjach płyt ukazały się właściwie wszystkie nagrania Jacka, są dostępne jego śpiewniki, książki, i wciąż ukazują się kolejne opracowania - zapewnia polonista (prace maturalna i magisterska o Kaczmarskim), niestrudzony kaczmarolog oraz lider zespołu Triada Poetica. Podwin, wraz z przyjaciółmi, świętuje nawet "urodziny" kolejnych utworów przypomina, że w Polsce są trzy festiwale, na których wykonuje się piosenki Kaczmarskiego (najsłynniejszy jest Festiwal "Nadzieja" w Kołobrzegu). Jest też kilku artystów, którzy wykonują wyłącznie jego piosenki (np. Trio Łódzko-Chojnowskie, poznański Kwartet Pro Forma i wspomniana wyżej wrocławska Triada Poetica), nie licząc wielu wykonawców z zupełnie innych gatunków muzycznych, którzy włączają utwory barda do swojego repertuaru i wykonują je np. w rytmie rocka, jak Strachy na Lachy lub reggae, jak to czyni Habakuk, a nawet na w tym dziwnego, gdyż o skali talentu Kaczmarskiego świadczy też to, że ilu jest wielbicieli Kaczmarskiego, tyle ulubionych utworów. Przecież poeta w zależności od potrzeb potrafił pisać jak... Jan Kochanowski, Sienkiewicz albo po "mikołajorejowemu". Był genialnym stylistą. Nie stanowiło problemu, czy jego piosenka to analiza flamandzkiego malarstwa, wcielenie się w "Carycę Katarzynę", czy powiedzmy, w Boga, jak to uczynił w programie "Raj", filozoficzno-poetycką refleksja nad naturą dobra i zła. We śnie nie śpiesz się, masz czas/Snom daj płynąć, a nie płonąć/Śnij, jak śni się tylko raz/Swą maleńką nieskończonośćSzymon Podwin wspomina, jak kilka godzin przed każdym wrocławskim koncertem przychodził do Jacka Kaczmarskiego i rozmawiał z nim o konspektach lekcji polskiego, poświęconych analizie i rozmowach o jego twórczości. Kaczmarski nigdy nie lekceważył rozmówców. Autor tego tekstu miał przyjemność w 1991 roku (gdy Kaczmarski był jurorem Festiwalu Piosenki Autorskiej "Łykend") poznać i przegadać z poetą kilka wieczorów, a potem jeszcze kilka razy przeprowadzać z nim wywiady. Nie o poezji. O polityce, współczesnej, "wolnej" Polsce, porównaniach z Wysockim, życiu w Australii... Rozmówca idealny, który lubił Wrocław, miał tu wielu przyjaciół i znajomych. Przyjaciół jeszcze z lat siedemdziesiątych, gdy wchodził w dorosłość, z osiemdziesiątych (tych, którzy pracowali z nim w Radiu Wolna Europa i wrócili do Polski), dziewięćdziesiątych (którzy poznali się z Jackiem w Australii), dwutysięcznych (artystów, organizatorów jego koncertów) i tych najnowszych, z XXI wieku, którzy właśnie odkryli, że mieliśmy takiego poetę piosenki, balladzistę, pieśniarza. I że będziemy o nim pamiętać, nie tylko w rocznicę polskich Czerwców, Grudniów, Sierpniów, opowiadając dzieciom i wnukom, jak śpiewało się z nim "Wyrwij murom zęby krat...". Zresztą to przecież nie była piosenka Jacka Kaczmarskiego, on tylko przetłumaczył i strawestował utwór Lluisa Llacha.

kto sam, ten nasz najgorszy wróg, a śpiewak także był sam… Patrzył na równy tłumów marsz, milczał wsłuchany w kroków huk, a mury rosły, rosły, rosły, łańcuch kołysał się u nóg. Masówka. wyk. Wały Jagiellońskie, sł.muz. R. Schuberth. A przed nami większe cele, a przed nami nowy świat,
Jego piosenki znali niemal wszyscy, a śpiewane przez niego "Mury" stały się hymnem Solidarności. Zwracano się do niego "mistrzu" i stawiano na równi z narodowymi wieszczami. Co dziś zostało z legendy Jacka Kaczmarskiego? - pisze Anita CzuprynZżymał się na określenie "bard" i uważał, że tę ogromną popularność, jeszcze w komunistycznej Polsce, zdobył za szybko i nie był do niej przygotowany. W marcu 2004 r. uhonorowano go Fryderykiem za całokształt twórczości. Nie był już w stanie odebrać tej nagrody. Zmarł kilka tygodni później, 10 kwietnia, na raka przełyku. Wieść o jego chorobie dwa lata wcześniej spowodowała niemałe poruszenie - w ratowanie Jacka zaangażowały się tysiące ludzi - organizowano koncerty charytatywne, zbierano pieniądze na leczenie. Trzy lata po jego śmierci, w 50. rocznicę jego urodzin, Sejm przyznał mu oficjalnie tytuł narodowego barda, honorując go specjalną uchwałą, jaką zaproponował Jacek Kurski, notabene wielki miłośnik jego pieśni, które sam również wykonuje przy różnych okazjach, akompaniując sobie na gitarze. W uchwale napisano, że był jednym z najwybitniejszych artystów pokolenia opozycji, autorem piosenek, które śpiewane w podziemiu, więzieniach, na pielgrzymkach, strajkach, obozach, emigracji i akcjach protestacyjnych, a także podczas nocnych Polaków rozmów stały się symbolem i swoistym akompaniamentem naszej drogi do wolności i niepodległości. Jego niezwykle bogate życie można podzielić na wiele różnych etapów. Okres dzieciństwa, który spędził w Warszawie, między rodzicami - liberalnymi artystami plastykami - a dość konserwatywnymi dziadkami, którzy praktycznie go wychowywali, kładąc nacisk głównie na jego duchowy i intelektualny rozwój. Nic dziwnego, dziadkowie byli przed wojną nauczycielami. Stąd też jako dziecko Jacek musiał uczyć się języka francuskiego i gry na fortepianie. Jak Urban zaprosił do siebie RWE, bo nie jest w Polsce tak, jak mówią, to Jacek napisał piosenkę pt. "Wczasy na zaproszenie rzecznika rządu"Na spotkaniu ze studentami w Poznaniu w maju 2001 r. Kaczmarski wspominał: "W wieku 12-13 lat stworzyłem, na miarę swojego wieku, własny sposób porozumiewania się z rodzicami - pisząc wiersze, krótkie fragmenty prozy, a potem wiersze śpiewając do akompaniamentu pianina czy gitary. Były to listy do rodziców o stanie mojej świadomości". Już jako nastolatek pisał filozoficzne powiastki i rysował. Kiedy miał 13 lat, po raz pierwszy wziął do ręki gitarę. Był leworęczny, gryf gitary trzymał więc prawą ręką, ale ustawienia strun nie zmienił. I od razu też zaczął pisać piosenki, które były sprzeciwem wobec tego, co działo się w Polsce. Wydarzenia Marca '68, kiedy miał 11 lat, zawarł następnie w piosence "Doświadczenie", kiedy to dowiedział się, że sam również ma żydowskie humanistyczne były konsekwencją jego zainteresowań, choć sam przyznawał potem w wywiadach, że poszedł na filologię polską z lenistwa i lęku przed egzaminami. Ten okres to był dla niego etap zabawy, wina, kobiet i śpiewu. Już wtedy brał udział w festiwalach i zdobywał nagrody. Najważniejszą, na krakowskim festiwalu - za "Obławę". Zainspirował go utwór Włodzimierza Wysockiego "Polowanie na wilki", który usłyszał na żywo wiosną 1974 r., kiedy wziął udział w prywatnym koncercie Włodzimierza Wysockiego w warszawskim domu reżysera Jerzego Hoffmana. "Obława", jak podkreśla Anna Grazi w swojej pracy magisterskiej "Życie i twórczość Jacka Kaczmarskiego", nie jest dokładnym tłumaczeniem utworu rosyjskiego barda, a poetyckim opisem tego, co Kaczmarski zapamiętał z wykonania Wołodii. W swojej początkowej karierze miał też sporo szczęścia - dostał się do kabaretu "Pod Egidą", no i poznał Przemysława Gintrowskiego i Zbigniewa Łapińskiego, z którymi przez wiele lat tworzył inspirujące trio. Pod koniec lat 70. mimo tego, że w mediach oficjalnie go nie było, stał się bardzo popularnym pieśniarzem. Lubili go opozycjoniści, z którymi się jeszcze nie utożsamiał, ale tolerowały go też władze. Sytuację tę określił kiedyś w rozmowie z Antonim Pawlakiem: - Miałem taką ideę, że można siedzieć okrakiem na barykadzie, ale to jest, kurwa, niewygodne". Ślub jednak wziął z córką partyjnego dygnitarza, byłego posła na Sejm, Inką Kardyś. Była wiosna 1980 r., radosne czasy Solidarności, a Kaczmarski razem z Gintrowskim i Łapińskim nie tylko koncertowali, ale i wydawali płyty, które nazywał programami. Były to zebrane cykle piosenek w zbiorach: "Mury", "Raj" i "Muzeum". Dostali zaproszenie na koncerty do Francji i tam zastał ich stan wojenny. Gintrowski z Łapińskim wrócili do kraju. Kaczmarski został. Na długich dziewięć lat. To był szczególny etap w jego życiu. Z jednej strony zaangażował się we wspieranie Polonii, koncertował, z drugiej wpadł w wir towarzyskiego życia. Chciał sprowadzić do Francji swoją żonę Inkę i udało mu się to za pomocą fortelu - komuniści puścili ją na podstawie sfałszowanego zaświadczenia lekarskiego, w którym stało, że mąż ma raka jąder. W Paryżu otrzymali azyl polityczny. - Mieszkał we Francji, ale jego piosenki żyły w Polsce. Do kraju trafiały kasety z jego utworami, które wydawała Niezależna Oficyna Wydawnicza Nowa i CDN i które się tu rozprzestrzeniały z Jacka nowymi programami - wspomina Krzysztof Nowak, przyjaciel Kaczmarskiego i redaktor wydań zbiorowych, dyskografii i poezji Jacka to też czas podróży Kaczmarskiego po świecie: koncertował w Ameryce, RPA, Australii. Został też dziennikarzem Radia Wolna Europa. - Od 1984 r. był etatowym pracownikiem RWE - uściśla Krzysztof Nowak. - Miał cotygodniowy autorski program, który nazywał się "Kwadrans Jacka Kaczmarskiego", prócz tego prowadził też fakty i opinie. Na bieżąco komentował sprawy, które działy się w kraju, i śpiewał piosenki, które, bywało, napisał dwie godziny przed programem. Byłem stałym słuchaczem tych kwadransów i je nagrywałem w warszawskim akademiku przy placu Narutowicza - opowiada w tamtym czasie powstały takie utwory jak "Epitafium dla księdza Jerzego" czy "Kara Barabasza" - po wieści, że mają zwolnić jednego z zabójców księdza Popiełuszki. Tworzył na bieżąco, artystycznie komentując to, co się w Polsce dzieje. - Jak Urban powiedział we wtorek na konferencji prasowej, że zaprasza do siebie ludzi z Radia Wolna Europa i Głosu Ameryki, aby zobaczyli, że nie jest w Polsce tak, jak oni mówią, to Jacek dwa dni później napisał piosenkę pt. "Wczasy na zaproszenie rzecznika rządu". Wszystko, co tworzył, było niezwykle żywe - podkreśla Krzysztof Nowak. Ale w małżeństwie Kaczmarskiego nie dzieje się już dobrze. Na świat przychodzi syn Kosma, potem w 1985 r., gdy rodzi się córeczka Dominika, która szybko umiera, małżeństwo mocno się już sypie. Kaczmarski nawiązuje romans z Ewą Volny. Małżeństwo się rozpada, a Jacek, który już wcześniej lubił popijać, na całego popada w 1990 r. postanawia wrócić do Polski. Trochę się obawia, czy ludzie będą nadal chcieli go słuchać, czy będą przychodzić na jego koncerty. Zupełnie niepotrzebnie. To było kompletne szaleństwo - Kaczmarski od maja 1990 r., od pierwszego koncertu w Hali Wisła w Krakowie, zapełnia największe hale w Ludzi ciągnęło to, że pójdą na koncert, na którym będzie się dowalać czerwonym. No i się dowalało! Były piosenki: "Katyń", "Ballada wrześniowa", "Jałta", "Opowieść pewnego emigranta". Dużo pieśni nacechowanych politycznie. Wtedy ludzie przychodzili właśnie z tego powodu, żeby pokazać, że są przeciwko czerwonym, a taki koncert to poczucie prawdziwej wolności - odpowiada Krzysztof Nowak. Ale, jak potem Kaczmarski zwierzał się Nowakowi, to wcale nie było to, o co Jackowi chodziło. On słuchaczy dzielił na trzy kategorie. Były to głównie jego spostrzeżenia z koncertów na emigracji. Największa grupa przychodzi dlatego, że coś się dzieje, że to kontakt z Polską, można ponarzekać. Druga grupa traktowała jego występ jak występ gladiatora: że się poci, charczy, długo śpiewa i głośno krzyczy. Trzecia, najmniejsza grupa to byli ludzie, którzy przychodzili słuchać pieśni, refleksji na temat życia, kondycji człowieka we współczesnym świecie. I mówił, że będzie tak, że na jego koncerty będzie przychodziło mniej ludzi, ale będą to ci, którzy naprawdę chcą go słuchać i wiedzą, o co mu chodzi. I tak się rzeczywiście stało. W 1991 r. przychodziły jeszcze tłumy, jednego dnia Kaczmarski potrafił dać kilka koncertów. Ale od 1994 r. było już inaczej. Owszem, zawsze zapełniał salę, był w stanie się ze swoich koncertów utrzymać, grał ich 50 rocznie. Przychodzili na nie stali jego słuchacze, nie patrzyli na niego przez ten polityczny filtr. - I w tym sensie - bardowskim, solidarnościowym - ta legenda Jacka wówczas ciut przybladła, ale była też inna sytuacja, po podzieleniu się Polaków, wojnie na górze, minęło zainteresowanie politycznym kontekstem jego pieśni. Jacek się z tego cieszył, bo miał grono stałych słuchaczy, a te koncerty w Piwnicy pod Harendą były wręcz mistyczne, to było jak msza wśród publiczności, miały szczególną że między nim, Gintrowskim i Łapińskim atmosfera była coraz bardziej napięta. Podobnie jak między nimi a wydawnictwem Pomaton. Ze swoją twórczością też już nie docierał do mas, czuł się w owym czasie niezrozumiały. Próbował obalić własną legendę solidarnościowego barda, wydał powieść "Autoportret z kanalią", którą krytyka zjechała. Podjął decyzję - wyjazd do Australii. To miała być dla niego ziemia obiecana, tak wołał w 1986 r., kiedy przybył tam po raz pierwszy. Z córką Patrycją pisze książkę pt. "Życie do góry nogami".Ale życie w Australii okazało się dla niego nudne, pozbawione wyzwań. Pragnął koncertować, jeździć, ale powrotu do intensywnych tras nie wyobrażała sobie jego druga żona Ewa, a i córka Patrycja, jak opowiadała potem w wywiadach, w tamtym czasie miała głód ojca. W małżeństwie zaczęło się psuć, no a Jacek w 1997 r., podczas koncertów w Polsce znów uwikłał się w kolejny związek, z Alicją Delgas, która po jego rozwodzie z Ewą była z nim do końca. Dziś, pytana o Jacka Kaczmarskiego mówi, że wciąż jeszcze nie potrafi o nim rozmawiać. W 2000 r. Aleksander Kwaśniewski odznaczył Kaczmarskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi w ruchu studenckim, za osiągnięcia w pracy zawodowej i społecznej. Ale środowisko nie przyjęło wówczas tego faktu dobrze. Kaczmarski krytykowany był, że przyjął odznaczenie z rąk byłego komunisty. Odpierał ataki, mówiąc, że przyjął go z rąk demokratycznie wybranego prezydenta, a on przecież walczył o demokrację. Ale kiedy dwa lata później gruchnęła wieść, że zachorował, naprędce organizowane akcje pomocowe dla Jacka, bardzo nagłośnione w mediach, pokazały, jak wielu ma zwolenników. - To stało się już w czasach boomu internetowego w Polsce. Bardzo dużo ludzi nagle zaczęło z internetu korzystać, głównie młodych, mieli po 15-20 lat. Oni wówczas byli bardzo zaangażowani w pomoc dla Jacka, odbywały się zjazdy miłośników jego twórczości. Cztery razy - w Przemyślu, gdzie szanowany w mieście lekarz ortopeda Maciej Bryzek postanowił organizować zloty połączone z koncertami i zbiórką pieniędzy na leczenie Jacka. Przyjeżdżało po kilkaset osób, na jednym z nich Jacek był. Ale dziś w Przemyślu te zloty nie są już kontynuowane. Następnie, przez kilka lat podobne odbywały się w Marszowicach pod Krakowem. I one jednak już się nie odbywają. - Z pewnością dziś Jacek Kaczmarski nie jest artystą kultowym i tak znanym, jak miało to miejsce w 1990 r. Ale już po jego śmierci młodzi ludzie odkrywają jego piosenki, słuchają na YouTube i w tym sensie w ich sercach Jacek ciągle jest żywy - mówi Krzysztof Nowak. Ciągle też wznawiane są jego dzieła. W 2004 r. ukazał się tzw. boks "Syn marnotrawny" - 22-płytowy, gromadzący wszystkie płyty wydane w Polsce i za granicą. W kwietniu 2006 r. doszedł do tego siedmiopłytowy suplement, zawierający 100 piosenek. Rok później przyszły kolejne uzupełnienia. W 2008 r. ukazuje się pięciopłytowy boks DVD, który zawiera około 10 godzin wideo koncertów Jacka. Rok w rok ukazywały się też pojedyncze płyty. W 2012 r. ukazuje się "Lekcja historii" Jacka Kaczmarskiego, ok. 20 obrazów z jego wierszami i piosenkami, z opracowaniami literackimi i historyka sztuki. Piękny album, kolorowy, w dużym formacie. Na przełomie lat 2011 i 2012 wyszło też trzecie już wydanie antologii jego poezji, 656 wierszy Jacka, cała twórczość poetycka. W 2012 r. w czerwcu ukazało się 20 kolejnych płyt. Jego dyskografia zawiera 62 płyty CD i 5 płyt DVD. To potężny dorobek, pięknie wydany. Od tej strony nie można więc powiedzieć, że tu jest posucha - wylicza błyskawicznie Krzysztof tym nie koniec. Są też cykliczne festiwale poświęcone twórczości Kaczmarskiego. Najważniejszy festiwal "Nadzieja" w Kołobrzegu, dziś obchodzi 10. jubileusz. Konkurs połączony jest z występami gwiazd, śpiewa Jacek Bończyk, Zespół Reprezentacyjny, Katarzyna Groniec, Jacek Kowalski, Mirosław Czyżykiewicz. W Bydgoszczy z kolei każdej wiosny odbywa się festiwal "Bo źródło wciąż bije", dla młodych ludzi, pod patronatem Patrycji Volny-Kaczmarskiej, córki przyjechała do Polski w 2006 r. Miała wtedy 18 lat. - Mówiła, że Australia nie była w stanie spełnić jej planów i ambicji, nie chciała pracować w McDonald's. Energiczna, otwarta. Trafiła w środowisko tych, którzy grali i śpiewali piosenki jej ojca. Chciała jakoś wypłynąć. Zobaczyła, że mówienie źle o Jacku niesie ją na fali. Przetoczyła się przez media z głośnymi wywiadami, w których oskarżała ojca, że był złym rodzicem i alkoholikiem. Nie było to wielkie odkrycie, bo Jacek sam w wywiadach zawsze szczerze mówił zarówno o swoim rozpustnym życiu, kobietach, jak i chorobie. Nie był wzorowym mężem i ojcem. No, ale Patrycja, młoda i niedoświadczona, została przez media wykorzystana. Potem próbowała to odkręcać, ale nikogo to już nie interesowało. W końcu nie za to kochamy Jacka, że pił, ale że napisał i śpiewał tak piękne piosenki - mówi inny przyjaciel Patrycja mówiła wtedy, że chce śpiewać piosenki taty i rzeczywiście kilka razy wystąpiła na scenie. Dziś już jej w Polsce nie ma. Kilka dni temu wyjechała ze swoim partnerem do Hongkongu. On dostał tam pracę, ona spodziewa się Kaczmarskiego najbardziej dba dziś Krzysztof Nowak. - Twórczością Jacka interesuję się nieprzerwanie od 30 lat - mówi. Zaczęło się od nagrywania tych jego słynnych programów w Radiu Wolna Europa, kleił i montował, aby było słychać każde słowo. - Zachwyciła mnie jego retoryka i forma, jaką dzielił się ze słuchaczami, pokazując walkę jednostki z siłami natury, które chcą ją zniszczyć - opowiada. Pierwszy raz piosenkę Kaczmarskiego Krzysztof Nowak usłyszał w domu kolegi, którego rodzice byli "opornikami" politycznymi. Był rok 1983. Usłyszał te mniej znane utwory: "Epitafium dla Brunona Jasieńskiego", "Listy". - To było niesamowite, ta poezja, logika formułowania myśli, budowania emocji, treści, piękne rymy, muzyka i wykonanie, autentyzm. Jacek to samo opowiadał o Wysockim, jak był na koncercie u Hoffmana, wtedy zdał sobie sprawę, że wypowiedź artystyczna przez piosenkę, na koncercie to jest to, co on chce robić w życiu, tak się chce wypowiadać artystycznie i zrozumiał, że takim artystą będzie - opowiada Krzysztof Nowak. Ludzi ciągnęło do niego to, że pójdą na koncert, na którym będzie się dowalać czerwonym. No i się dowalało! Były piosenki: "Katyń", "Ballada wrześniowa", "Opowieść pewnego emigranta", "Jałta"Na pierwszy koncert Kaczmarskiego, w maju 1990 r. w Krakowie, wybrał się z Warszawy z kolegą. Dopiero wtedy zobaczył go na żywo po raz pierwszy. - Ale nie podszedłem do niego po autograf, jak inni koledzy. Z natury rzeczy jestem człowiekiem, który nie lubi się nikomu narzucać - dodaje. Ale jego "zbieractwo" wszystkich tekstów Jacka wyszło przy okazji rozmowy z Tomaszem Kopciem, szefem Pomatonu, a prywatnie kolegą Nowaka. Kopeć pochwalił się wówczas, że wydał śpiewniki Kaczmarskiego. - Wszystko trzeba wydać - odparł na to Nowak. Kopeć odparł: - Ale jak to zebrać. A Krzysztof Nowak miał to już zebrane. Od wielu lat spisywał na maszynie wszystkie teksty i wiersze Kaczmarskiego, jakie tylko wpadły mu w ręce albo usłyszał w radiu. Tomek Kopeć pokazał ten zbiór Jackowi, a on stwierdził, że chciałby Krzysztofa Nowaka poznać. Spotkali się w kamienicy przy Wiejskiej, gdzie mieszkali rodzice Jacka. I wtedy Kaczmarski podarował Nowakowi tysiąc stron maszynopisów swoich piosenek, które zgromadził jego dziadek. - Zorientował się, że ma do czynienia z wariatem, który zna wszystkie jego piosenki i tak zaczęliśmy pracować nad wydaniem antologii poezji "A śpiewak także był sam" w 1997 pytam, która piosenka z tak licznych zbiorów Kaczmarskiego jest dla Krzysztofa Nowaka najważniejsza, nie potrafi się zatrzymać: - Najważniejsza to "Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego". Ale z szalenie ważnych dla mnie to "Epitafium dla Sowizdrzała", "Bob Dylan" - kabaretowa, prześmiewcza, a pod koniec kariery Jacka stała się jego credo, autobiograficzna wręcz, grał ją często na bis. Bardzo ważna jest "Jan Kochanowski", również "Ogłoszenie w kosmos", "Barykada" - poświęcona śmierci Baczyńskiego, "Zegar", " Przepowiednia Jana Chrzciciela", metafizyczna, fantastyczna, cudowna, "Powtórka z Odysei" - wymienia jednym tchem. Ma jednak świadomość, że dziś polskie ulice nie żyją już piosenkami Jacka Kaczmarskiego, jak żyły "Murami" w 1981 r. - Ale kto dziś żyje twórczością Mickiewicza? Kto na co dzień słucha Chopina? Jednostki. Wielka, wartościowa sztuka jest trudna, więc nie jest masowa. Wysoka kultura i masowość wzajemnie się Czupryn
A śpiewak także był sam". Autor: Andrzej Brandys godzina: 08:39. Kol. Vader jak poszukasz znajdziesz potwierdzenie moich słów tylko że tego należy poszukać
100 lat temu, 24 lipca 1922 r., urodził się Bernard Ładysz. Śpiewak operowy, który występował na całym świecie, z Marią Callas. W Polsce najbardziej znane jest jego wykonanie arii Skołuby ze „Strasznego dworu”.Miał 17 lat, kiedy wybuchła II wojna światowa. Uczestniczył w akcji "Burza" na Wileńszczyźnie. Jako sierżant Armii Krajowej Ziemi Wileńskiej został uwięziony w Kałudze w Związku Sowieckim, gdzie przebywał w latach swoje wybitne zasługi artystyczne był honorowany nagrodami i odznaczeniami państwowymi, w 2000 r. dostał Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, a w 2006 r. Złoty Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis". W 2019 r. został odznaczony Medalem Stulecia Odzyskanej Niepodległości. W Polsce najbardziej znane jest jego wykonanie arii Skołuby ze "Strasznego dworu"."Gdy wybuchła wojna, wstąpiłem do Armii Krajowej. A potem do Wilna wkroczyły wojska radzieckie. W 1944 r. w Wilnie kilka tysięcy mężczyzn przeszło przeszkolenie do służby wojskowej. Mieliśmy zostać wysłani na front, odbijać Warszawę. Postawiono nam jeden warunek: musieliśmy złożyć przysięgę Związkowi Radzieckiemu. Na to się nie zgodziliśmy. Za karę wywieziono nas na Syberię, w różne miejsca. Próbowałem uciekać, ale mnie złapano. Wylądowałem w słynnym obozie pracy w Kałudze. Wysłano mnie do pracy do lasu przy wyrębie drzewa. Mróz był straszliwy, głodzono nas, pracowaliśmy w nieludzkich warunkach. Bardzo wtedy podupadłem na zdrowiu" - wspominał po latach wojnie drugim miastem Bernarda Ładysza stała się Warszawa. W jednym z wywiadów wspominał: "Nigdy nie zapomnę, jak Warszawa nas przyjęła, gdy przyjechaliśmy z obozu w Kałudze w 1947 r.". "W łagrze pracowaliśmy przy wyrębie lasu. Było ciężko. Po wojnie też, bo Wilno nie było już po polskiej stronie. Zakochałem się w Warszawie, gdy wróciliśmy z Rosji. Wjechaliśmy do miasta gruzów. I ono nas przyjęło, bo byliśmy partyzantami i wróciliśmy stamtąd. Ta biedna Warszawa oddała nam serce. Oddała 20-metrowy pokój dwudziestu osobom, chociaż miejsca było tylko dla czterech. Pamiętam: siedzieliśmy w kawiarni +Maxim+ i gdy zaczęliśmy śpiewać, ludzie płakali. Płakaliśmy wspólnie nad polskim losem. Dlatego kocham Warszawę" - latach 1946-1948 Ładysz odbył studia wokalne w Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie. Od 1946 do 1950 r. był solistą Centralnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego, z którym występował również poza granicami 1950 r. zaangażowany został do Opery Warszawskiej. Zadebiutował tu rolą Griemina w "Eugeniuszu Onieginie" Piotra Czajkowskiego. Najświetniejszą kreacją artysty w tym pierwszym okresie jego występów na scenie operowej była rola Mefista w "Fauście" Charles'a Gounoda, która dała mu możliwość ukazania w pełni walorów głosu, temperamentu oraz talentu momentem w karierze Bernarda Ładysza stał się konkurs śpiewaczy w Vercelli we wrześniu 1956 r. Odniósł tam triumf, zdobywając I nagrodę i zyskując międzynarodową popularność. Dało mu to później możliwość występów we Włoszech z artystami tej miary co Victoria de los Angeles, Antonietta Stella, Anita Cerquetti, Tullio Serafin. Zgodnie z regulaminem tego konkursu laureat mógł zadebiutować w mediolańskiej La Scali. Ładysz nie zdecydował się jednak na ten krok - zaangażował się natomiast do występów w Teatro Massimo w 1959 r. nagrał w Londynie "Łucję z Lammermooru" Gaetana Donizettiego wspólnie z Marią Callas pod dyrekcją Tullia o to, co jest jego zdaniem najważniejsze w śpiewaniu, artysta odpowiadał: "Wrażliwość, dusza, serce i dar od Boga: głos. A najważniejsze, to umieć to docenić".Sukcesem artystycznym w jego karierze była kreacja roli tytułowej w "Borysie Godunowie" Modesta Musorgskiego w Operze Warszawskiej (1960), a także w nowej inscenizacji tej opery w Teatrze Wielkim w Warszawie (1972). Występował w operach Stanisława Moniuszki i śpiewał jego pieśni. Największą popularnością cieszyła się aria Skołuby "Ten zegar stary" ze "Strasznego dworu". Ładysz wziął udział w nagraniach opery "Król Roger" Karola Szymanowskiego oraz opery radiowej "Usziko" Tadeusza Paciorkiewicza, w prawykonaniach "Pasji według św. Łukasza" i "Jutrzni" oraz w prapremierze opery "Diabły z Loudun" (w roli Ojca Barre) Krzysztofa również w filmach, w "Ziemi obiecanej" w reżyserii Andrzeja Wajdy, "Znachorze" w reżyserii Jerzego Hoffmana, w musicalach, w roli Tewiego w "Skrzypku na dachu" Josepha Steina i Jerry'ego Bocka oraz na estradzie piosenkarskiej. Współpracował z Teatrem Syrena w o to, co jest jego zdaniem najważniejsze w śpiewaniu artysta odpowiadał: "Wrażliwość, dusza, serce i dar od Boga: głos. A najważniejsze, to umieć to docenić".W 2008 r. Ładysz został doktorem honoris causa Akademii Muzycznej w Warszawie (obecnie Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina). "Bernard Ładysz zawsze podążał swoją drogą - i w życiu, i w sztuce. Nie kłaniał się nikomu i nie zabiegał o przychylność. Nie musiał, był w śpiewie nieprzeciętny. [...] Dostarczał zawsze niezapomnianych przeżyć i wzruszeń, jakie przynosi tylko wielka sztuka na najwyższym poziomie doskonałości artystycznej" - mówił podczas uroczystości ówczesny rektor AM prof. Stanisław w Wilnie Ładysz podkreślił wówczas, że kocha Warszawę, ale tęskni za swoim rodzinnym miastem. "Nie wiem, czy tam nie złożę swych kości, bo tęsknię za tym miastem, choć w roku 1947 bardzo zakochałem się w Warszawie" - w Warszawie dzień po swoich 98. urodzinach.
A śpiewak także był sam Patrzył na równy tłumów marsz Milczał wsłuchany w kroków huk A mury rosły, rosły, rosły Łańcuch kołysał się u nóg Podobne tytułem Mury (autor / wykonawca: Jacek Kaczmarski)
KACZMARSKI Jacek A ŚPIEWAK TAKŻE BYŁ SAM Warszawa 1998, Oficyna Wydawnicza Volumen, str. 521, cz-b zdjęcia, format 22 x 30 cm TWARDA OPRAWA Z OBOWLUTĄ Stan DB+/ przybrudzenia obwoluty, zaplamienia, przebarwienia obcięć, karty czyste Był laureatem nagrody im. ks. Józefa Tischnera za całokształt twórczości w kategorii pisarstwa religijnego lub filozoficznego. Czytaj także: Prof. Paweł Śpiewak: Lema doceniam za eseje; Paweł Śpiewak: w Marcu '68 szalenie dotknęła mnie intensyfikacja i siła języka nienawiści ; O śmierci ojca poinformował jego syn Jan Śpiewak.
Śmierć księdza miała miejsce w niedzielę 17 lipca. Dzień wcześniej proboszcz wyszedł ze szpitala psychiatrycznego. Został z niego wypisany na własną obiecał wcześniej wiernym rozpoczęcie leczenia. Podczas pobytu w szpitalu poinformował jednak lekarzy, że musi udać się z posługą do chorej. Następnego dnia znaleziono go popadł w kłopoty finansowe. 90 tys. zł zniknęło w niewyjaśnionych okolicznościachJak donosi "Gazeta Wyborcza", to nie choroba była powodem desperackiego kroku duchownego. Ksiądz miał od jakiegoś czasu zmagać się z kłopotami finansowymi. Miał także problem z poważne tarapaty ksiądz wpadł 5 lat temu. Od tego czasu kłopoty tylko narastały. Wierni mieli zastrzeżenia do wykształcenia księdza. Okazuje się bowiem, że nie ukończył on studiów miała zarzucać także proboszczowi nieumiejętne dysponowanie finansami parafii. Napisano w tej sprawie list do zwierzchników duchownego. Wierni podkreślili w nim, że proboszcz miał wyremontować dach kościoła. Jak wykazał przeprowadzony audyt, żadne prace nie zostały wykonane, a zebrane na ten cel 90 tys. zł przepadło w niewyjaśnionych w Poznaniu. Ksiądz odebrał sobie życieNie jest jasne,
  1. Онт мащօнθгуб
  2. ዖ икы
  3. Уч е
    1. Ми θզιդюхևч иյጲዟегуն
    2. Дуզαй ሒз юσуճሔ азослቫզ
  4. Εջ арևк
    1. Утвωռጇ ιቷիየէ ըኧጭжеղю
    2. Амоκи ዠዢቹ
VmtuQ. 296 180 265 401 497 440 424 277 123

a śpiewak także był sam